poniedziałek, 12 listopada 2012

Bród, smród i ubóstwo!




Spawalnicze maski teatralne, czyli co kryją postindustrialne hale Zabłocia

Na terenie krakowskiego Zabłocia, niegdyś przemysłowej i fabrycznej „perły” Krakowa, jednych straszą, innych zachwycają stare opuszczone fabryki i budynki. Wśród nich znajduje się pracownia scenotechniczna Teatru Starego, dobrze wpasowująca się w ten postindustrialny krajobraz. Tak rejon, budynek, jak i przedmioty w nim się znajdujące, „niejedno już widziały” – niegdyś pełniły ważką rolę, dziś już zostały odłożone do lamusa.
Gdy wchodzimy do pracowni, praca wre. W przejściu stoi kilka dużych elementów – zielonych płyt ze sklejki. Wiemy, że to fragmenty scenografii najnowszego spektaklu Sceny Kameralnej – Pawia Królowej w reżyserii Pawła Świątka. Czemu znajdują się tutaj, w dużej pofabrycznej hali, a nie w magazynie teatru? Okazało się, że dekoracja jest mocno eksploatowana na scenie i trzeba całość podkleić, utwardzić. Widz nie dojrzy różnicy na pierwszy rzut oka, dla kilku osób to jednak kawał roboty.
Dobrze, że wyszło to teraz, bo zimą byłoby trudniej. W hali byłej fabryki Unitry Telpodu S.A., która działała na krakowskim Zabłociu do lat osiemdziesiątych, Teatr Stary wynajmuje obszerną przestrzeń i mimo że całość konstrukcji jest z aluminium, zimą temperatura sięga zera. – Farba nie chce wtedy schnąć – mówi nasz przewodnik, kierownik działu techniczno-produkcyjnego, Krzysztof Fedorów.
Pracownia scenotechniczna znajdowała się wcześniej w miejscu, gdzie dziś funkcjonuje Małopolski Ogród Sztuki. Od kilku lat siedmioro pracowników zajmuje jednak pofabryczną halę o powierzchni ok. 1000 m2. Całe Zabłocie, znane dziś przede wszystkim z działalności Fabryki Schindlera i Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK, wygląda jak gotowa scenografia filmowa. Teren może być świetnym tłem dla filmu wojennego (to tu znajdowały się w czasie II wojny światowej magazyny lotniczej jednostki III Rzeszy) lub obrazem stagnacji, jaki po 1989 przyniosła zmiana ustrojowa wielu firmom państwowym.
Przestrzeń pracowni podzielona jest na trzy części: pracownię modelarsko-malarską, ślusarnię oraz stolarnię. Wchodzimy do pomieszczenia tej pierwszej, gdzie urzęduje m.in. pan Jerzy. Dziwi się, że przyszłyśmy oglądać to miejsce. – Brud, smród i ubóstwo – śmieje się. Nad biurkiem wisi pięć głów dzikich zwierząt, obok siedzi olbrzymi manekin z twarzą Myszki Miki, koło niego znajduje się głowa Kaczora Donalda i kilku innych niezidentyfikowanych postaci. Pracownicy nie wiedzą, z jakich spektakli pochodzą ich codzienni niemi towarzysze pracy. – Ten trup to z «Dziadów» – słyszymy, gdy kierujemy się, w stronę stolarni. Naszą drogę obserwuje potężny, jak nam się wydaje, pop, a raczej jego przytwierdzona do ściany głowa (jak się dowiadujemy, z Miłości na Krymie), zaś tuż obok znajduje się szyld z fryzjerskiego zakładu – domyślamy się, że to w nim czas wolny spędzała młodzież w Utopia będzie zaraz. Dalej są już deski, szafy, sklejki, rządkiem stojące drzwi z różnych epok, maszyny do szlifierki. Na przestrzeni kilkudziesięciu metrów, można przejść przez historię teatru.
Czego tutaj nie ma… Butle, rury, pudła, kable, baterie, poduszki, gwoździe, śrubokręty, słoiki, wałki, wiadra, pralka… Wszystko przykryte folią lub kurzem i odpryskami farb. Czym się to różni od normalnego warsztatu? Pomiędzy tymi przedmiotami znajdują się maski, manekiny, korpusy lalek, głowy zwierząt. Można odnieść wrażenie, że tu odbywają się prawdziwe dziady – wśród półżywego bestiarium, orszaku postaci, ni to żywych, ni to martwych.
Krzysztof Fedorów świetnie orientuje się, co w czym grało, skąd się wzięło i gdzie się znajduje. Rozmawiamy przy wejściu na halę. Dopiero po jakimś czasie orientujemy się, że nad drzwiami siedzą dwie postaci. – Z «Mistrza i Małgorzaty» Lupy – mówi, zauważając nasze zainteresowanie. Gdy chcemy się dowiedzieć, czy wszystkie przedmioty są wykonywane tu, w pracowni, opowiada, jak kiedyś znalazł na śmietnisku wspaniały, stary fotel dentystyczny. Lupa był zachwycony – fotel „zagrał” w Fabryce. Pytam, czy młodzi twórcy różnią się od starszych w podejściu do scenografii. Ponoć, większość chciałaby wszystko kontrolować sama, ale, zaznacza kierownik, nie ma reguły. – Młodzi nie rozumieją, że przedmioty też mają duszę. Inaczej niż na przykład taki Lupa. On to się do niektórych swoich obiektów modlił.
Mimo że hala wydaje się olbrzymia, jej większość to przestrzeń magazynowa. Tylko niewielką pracownię modelarską tworzy mozaika teatralnych przedmiotów, poukładanych jeden na lub przy drugim tak, że tworzą zupełnie nowe, fantazyjne byty. Resztę powierzchni, której największą część zajmuje stolarnia i jej część składowa, tworzą skrzętnie poukładane elementy scenografii – drewniane belki, różnokształtne konstrukcje, metalowe stelaże. Gdzieniegdzie tylko wychyla się czyjaś zawieruszona „głowa” czy element na tyle charakterystyczny, że można rozpoznać, w jakim przedstawieniu występował. Ślusarnia niewiele się różni od regularnego warsztatu. Może nie do końca pasują stojące tuż przy suficie dwa ogromne barany, które zazwyczaj na Rynku obwieszczają początek znanego festiwalu. A po przejściu przez wcześniejsze sale, w których większość przedmiotów uruchamia wspomnienia scenicznych doznań i atmosferę artystycznych spotkań, trudno nie skojarzyć wiszących kasków spawalniczych z zestawem masek teatralnych.