Spawalnicze
maski teatralne, czyli co kryją postindustrialne hale Zabłocia
Na
terenie krakowskiego Zabłocia, niegdyś przemysłowej i fabrycznej
„perły” Krakowa, jednych straszą, innych zachwycają stare
opuszczone fabryki i budynki. Wśród nich znajduje się pracownia
scenotechniczna Teatru Starego, dobrze wpasowująca się w ten
postindustrialny krajobraz. Tak rejon, budynek, jak i przedmioty w
nim się znajdujące, „niejedno już widziały” – niegdyś
pełniły ważką rolę, dziś już zostały odłożone do lamusa.
Gdy
wchodzimy do pracowni, praca wre. W przejściu stoi kilka dużych
elementów – zielonych płyt ze sklejki. Wiemy, że to fragmenty
scenografii najnowszego spektaklu Sceny Kameralnej – Pawia
Królowej
w reżyserii Pawła Świątka. Czemu znajdują się tutaj, w dużej
pofabrycznej hali, a nie w magazynie teatru? Okazało się, że
dekoracja jest mocno eksploatowana na scenie i trzeba całość
podkleić, utwardzić. Widz nie dojrzy różnicy na pierwszy rzut
oka, dla kilku osób to jednak kawał roboty.
Dobrze,
że wyszło to teraz, bo zimą byłoby trudniej. W hali byłej
fabryki Unitry Telpodu S.A., która działała na krakowskim Zabłociu
do lat osiemdziesiątych, Teatr Stary wynajmuje obszerną przestrzeń
i mimo że całość konstrukcji jest z aluminium, zimą temperatura
sięga zera. – Farba
nie chce wtedy schnąć
– mówi nasz przewodnik, kierownik działu
techniczno-produkcyjnego, Krzysztof Fedorów.
Pracownia
scenotechniczna znajdowała się wcześniej w miejscu, gdzie dziś
funkcjonuje Małopolski Ogród Sztuki. Od kilku lat siedmioro
pracowników zajmuje jednak pofabryczną halę o powierzchni ok. 1000
m2.
Całe Zabłocie, znane dziś przede wszystkim z działalności
Fabryki Schindlera i Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK, wygląda jak
gotowa scenografia filmowa. Teren może być świetnym tłem dla
filmu wojennego (to tu znajdowały się w czasie II wojny światowej
magazyny lotniczej jednostki III Rzeszy) lub obrazem stagnacji, jaki
po 1989 przyniosła zmiana ustrojowa wielu firmom państwowym.
Przestrzeń
pracowni podzielona jest na trzy części: pracownię
modelarsko-malarską, ślusarnię oraz stolarnię. Wchodzimy do
pomieszczenia tej pierwszej, gdzie urzęduje m.in. pan Jerzy. Dziwi
się, że przyszłyśmy oglądać to miejsce. – Brud,
smród i ubóstwo
– śmieje się. Nad biurkiem wisi pięć głów dzikich zwierząt,
obok siedzi olbrzymi manekin z twarzą Myszki Miki, koło niego
znajduje się głowa Kaczora Donalda i kilku innych
niezidentyfikowanych postaci. Pracownicy nie wiedzą, z jakich
spektakli pochodzą ich codzienni niemi towarzysze pracy. – Ten
trup to z «Dziadów» –
słyszymy, gdy kierujemy się, w stronę stolarni. Naszą drogę
obserwuje potężny, jak nam się wydaje, pop, a raczej jego
przytwierdzona do ściany głowa (jak się dowiadujemy, z Miłości
na Krymie),
zaś tuż obok znajduje się szyld z fryzjerskiego zakładu –
domyślamy się, że to w nim czas wolny spędzała młodzież w
Utopia
będzie zaraz.
Dalej są już deski, szafy, sklejki, rządkiem stojące drzwi z
różnych epok, maszyny do szlifierki. Na przestrzeni kilkudziesięciu
metrów, można przejść przez historię teatru.
Czego
tutaj nie ma… Butle, rury, pudła, kable, baterie, poduszki,
gwoździe, śrubokręty, słoiki, wałki, wiadra, pralka… Wszystko
przykryte folią lub kurzem i odpryskami farb. Czym się to różni
od normalnego warsztatu? Pomiędzy tymi przedmiotami znajdują się
maski, manekiny, korpusy lalek, głowy zwierząt. Można odnieść
wrażenie, że tu odbywają się prawdziwe dziady – wśród
półżywego bestiarium, orszaku postaci, ni to żywych, ni to
martwych.
Krzysztof
Fedorów świetnie orientuje się, co w czym grało, skąd się
wzięło i gdzie się znajduje. Rozmawiamy przy wejściu na halę.
Dopiero po jakimś czasie orientujemy się, że nad drzwiami siedzą
dwie postaci. – Z
«Mistrza i Małgorzaty» Lupy
– mówi, zauważając nasze zainteresowanie. Gdy chcemy się
dowiedzieć, czy wszystkie przedmioty są wykonywane tu, w pracowni,
opowiada, jak kiedyś znalazł na śmietnisku wspaniały, stary fotel
dentystyczny. Lupa był zachwycony – fotel „zagrał” w Fabryce.
Pytam,
czy młodzi twórcy różnią się od starszych w podejściu do
scenografii. Ponoć, większość chciałaby wszystko kontrolować
sama, ale, zaznacza kierownik, nie ma reguły. – Młodzi
nie rozumieją, że przedmioty też mają duszę. Inaczej niż na
przykład taki Lupa. On to się do niektórych swoich obiektów
modlił.
Mimo
że hala wydaje się olbrzymia, jej większość to przestrzeń
magazynowa. Tylko niewielką pracownię modelarską tworzy mozaika
teatralnych przedmiotów, poukładanych jeden na lub przy drugim tak,
że tworzą zupełnie nowe, fantazyjne byty. Resztę powierzchni,
której największą część zajmuje stolarnia i jej część
składowa, tworzą skrzętnie poukładane elementy scenografii –
drewniane belki, różnokształtne konstrukcje, metalowe stelaże.
Gdzieniegdzie tylko wychyla się czyjaś zawieruszona „głowa”
czy element na tyle charakterystyczny, że można rozpoznać, w jakim
przedstawieniu występował. Ślusarnia niewiele się różni od
regularnego warsztatu. Może nie do końca pasują stojące tuż przy
suficie dwa ogromne barany, które zazwyczaj na Rynku obwieszczają
początek znanego festiwalu. A po przejściu przez wcześniejsze
sale, w których większość przedmiotów uruchamia wspomnienia
scenicznych doznań i atmosferę artystycznych spotkań, trudno nie
skojarzyć wiszących kasków spawalniczych z zestawem masek
teatralnych.